czwartek, 22 marca 2012

Murakami's Dream Logic.

Haruki Murakami jest japońskim pisarzem współczesnym, którego odkryłem będąc uczniem liceum. Pierwszą książką tego autora, jaką przeczytałem, a raczej zacząłem czytać, by nigdy nie skończyć było "Tańcz, tańcz, tańcz". Dlaczego nie udało mi się przeczytać tej powieści? Jest napisana nieciekawym, mało interesującym stylem. Jak każda książka Murakamiego. A mimo to uważam go za jednego z moich ulubionych pisarzy, chociaż prawdę powiedziawszy dałem radę przeczytać w całości tylko dwie spośród jego książek - "Norwegian Wood" i "Po zmierzchu".

Haruki Murakami 
 Dlaczego zatem nadal twierdzę, że czytanie Murakamiego sprawia mi przyjemność, a jego twórczość wynoszę na piedestały? Z książkami Harukiego jest podobnie jak z filmami Davida Lyncha. Albo się je kocha, albo nienawidzi, z tym, że nawet jeśli należysz do tej pierwszej grupy wolisz nie oglądać "Mullholland Drive" więcej niż jeden raz, nawet jeśli klimat filmu przypadł Ci do gustu.

O Murakamim i jego tekstach lubię rozmyślać, wspominać co bardziej interesujące fragmenty, na jakie udało mi się natrafić, lubię Murakami - san za to jakim człowiekiem jest, a przynajmniej stara się być w oczach czytelników, ale czytanie jego powieści to niejednokrotnie męka. Robi się to z jednej strony mechanicznie, a z drugiej strony naprawdę można utknąć między kartami. Nie umiem jednoznacznie wytłumaczyć, nawet samemu sobie, dlaczego tak się dzieje.

W chwili obecnej kończę czytać angielskie tłumaczenie "Sputnik Sweetheart". Kilka lat temu próbowałem przeczytać ją po polsku - nie dałem rady. Skończyłem jednak na kilkanaście zaledwie stron przed końcem, sam nie wiem dlaczego tak się stało. Niemniej jednak angielską wersję już niemal skończyłem. Zostało mi raptem dziesięć stron. I co? I jestem rozczarowany. "Sputnik" zaczyna się naprawdę pięknie. Można utknąć w rutynie życia codziennego głównego bohatera (nie pamiętam jak ma na imię, padło ono bodaj raz), przerywanej nietypowymi rozmowami z jego najlepszą przyjaciółką Sumire, która ma zwyczaj wydzwaniać do niego o 3 nad ranem. Niestety, im bliżej końca tym gorzej. A może ja po prostu nie jestem w stanie pojąć, o co chodziło autorowi? Niemniej, nie jestem zaczarowany. Już dawno mnie żadna książka nie zaczarowała, czym jestem cholernie rozczarowany. Muszę wznowić poszukiwania autorów/książek, które sprawią, że nie będę miał ochoty wstać z kanapy, by iść do toalety. Tymczasem, Murakami po raz kolejny mnie zawiódł. Co dziwniejsze, absolutnie nie ma to wpływu na fakt, że lubię tego pisarza. To podobna sytuacja jak do wspomnianego już przeze mnie Lynch'a. Nie podoba mi się mnóstwo filmów tego reżysera, nie rozumiem żadnego z jego dzieł, a mimo to bardzo lubię nastrój, jaki tworzy. Murakami czymś mnie oczarował, czy raczej wpłynął na moją podświadomość jakimś nieuchwytnym detalem warsztatu czy fabuły, przez co nie potrafię zmienić swego stosunku do tego autora.

Tymczasem, czas zaparzyć herbatkę, jako że zbliża się 5 po południu i dokończyć "Sputnik Sweetheart". Później poszukam czegoś interesującego do poczytania. 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz